Peruwiański futbol

Mecz piłki nożnej w Peru jest wydarzeniem. Niekoniecznie sportowym i niekoniecznie dobrej jakości. To przede wszystkim wydarzenie rozrywkowe i towarzyskie, dające ludziom pretekst do spotkania się, celebrowania wydarzenia przed nim samym, jak i po nim, niezależnie od wyniku.

W Cuzco, starożytnej stolicy Inków mieliśmy łącznie spędzić kilka dni. Będąc w podróży, w którymś momencie zawsze przychodzi zmęczenie ciągłym przemieszczaniem się z miejsca na miejsce i nieustającymi zmianami. Kiedy dotarliśmy do miasta późnym popołudniem, cieszyliśmy się, że będziemy nocować w jednym miejscu przez więcej niż jedną noc. Po wspięciu się wąską uliczką do niedużego hoteliku i wzięciu prysznica, wszyscy zaczęli robić jak na komendę to, czym dawno już nie można było się zająć ? czyli praniem. Niezależnie od tego gdzie się jest, proza życia jest wszędzie taka sama. Po dwóch godzinach od naszego przybycia barierki zewnętrznych schodów wysokiego hoteliku zostały obwieszone dziesiątkami mokrych ciuchów, suszących się w ostrym słońcu. Dopiero po tym zdecydowaliśmy się wyjść do miasta.

Czerwone poparcie
Gdy tylko zebraliśmy się w recepcji, dowiedzieliśmy się, że w Cuzco jest tego dnia wielkie wydarzenie ? mecz piłkarski pierwszoligowych drużyn peruwiańskich ? ze starożytnej stolicy Inków oraz tej obecnej, współczesnej. Drużyny z Cuzco i Limy miały zmierzyć się na zielonej murawie boiska. Natychmiast znalazł się człowiek, który zaoferował zakupienie dla nas biletów. Oczywiście padło pytanie czy idziemy wszyscy. Nie przepadam za piłką nożną, więc sceptycznie odnosiłam się do tego pomysłu. Ale gdy tylko zobaczyłam, że z naszej dwunastki poszliby wszyscy, prócz mnie, to stwierdziłam, że faktycznie, już drugi raz mogę nie mieć okazji być na takim meczu. Zamówiliśmy więc bilety i mogliśmy spokojnie wyruszyć do centrum, żeby choć rzucić okiem na miasto i coś przekąsić.

Zapadł zmierzch, gdy wróciliśmy do hotelu ubrać się w coś ciepłego. W położonym na wysokości 3300 metrów n.p.m. Cuzco dni są ciepłe lub wręcz upalne, ale nocami jest naprawdę chłodno. Gdy byliśmy gotowi, zapakowaliśmy się do taksówek i pojechaliśmy pod stadion. Im bliżej doń było, tym głośniejsze stawały się odgłosy bębnów oraz gwizdków. Tym więcej ludzi ubranych w czerwone koszulki, czapki, szaliki oraz posiadających inne czerwone rekwizyty świadczące o poparciu dla drużyny gospodarzy. Idąc w stroną stadionu można było zakupić na straganach dowolne rzeczy wyrażające jedność dla piłkarzy z Cuzco. Część z nas natychmiast kupiła coś, co pozwoliłoby pokazać lokalnej ludności, że całym sercem będziemy kibicować potomkom dawnych Inków. Wyposażeni w czerwone koszulki, czapki i gwizdki ruszyliśmy przez tłum kibiców i krążących sprzedawców z jedzeniem, piciem i oczywiście biletami, dla tych, którzy nie pomyśleli o zaopatrzenie się w nie nieco wcześniej.

Dwa żywioły
Gdy weszliśmy na trybuny, wszystko na nich kipiało energią. Podzielone na sektory dla kibiców z Cuzco i przyjezdnych z Limy ubranych z kolei w niebieskie stroje, wyglądały tak, jakby zapanowały na nich dwa przeciwstawne żywioły: ogień i woda. W obu częściach były reprezentacje najbardziej zagorzałych kibiców ? skupiających się wokół bębniarzy i innych ?instrumentalistów?, a także wokół tych, którzy podpalali na pomarańczowo-czerwono kopcące się race. Tłum falował i podskakiwał w rytm wygrywanych hymnów obu drużyn. Emocje przed nadchodzącym meczem rosły. Gdy zatem na stadion wbiegali zawodnicy, chronieni przez szpaler policyjnych tarcz, tworzących zadaszenie nad głowami piłkarzy, w obu częściach trybun zawrzało. Okrzyki, gwizdy, oklaski i śpiew witały żywo obie drużyny.

Zaczął się mecz i wciąż z niesłabnącą siłą kibice zagrzewali do walki swoich faworytów. My też dmuchaliśmy w swoje gwizdki z entuzjazmem, wzbudzając tym samym sympatię wśród otaczających nas zwolenników drużyny z Cuzco. Na dole, tuż przy płycie boiska, średnio co dziesięć metrów stał z kaskiem na głowie policjant dzierżący w pogotowiu pałkę z tarczą. Wyglądało to groźnie, ale policja w krajach Ameryki Południowej jest dla ludzi i ludzi rozumie. Jeśli więc nikt się między sobą nie bił, ani nic nie demolował, to służby porządkowe pobłażliwie patrzyły na kopcące się smugi płomieni.

Pośród tego wszystkiego chodzili ludzie z wielgachnymi termosami lub blaszanymi czajnikami zawierającymi gorącą, straszliwie przesłodzoną herbatę i niedającą się wypić z tych samych przyczyn kawę z mlekiem oraz gorące wywary na bazie kukurydzy i innych lokalnych specjałów. Krążyli też sprzedawcy kanapek, gotowanej kukurydzy, empanady i słodyczy. Takie duże wydarzenie jakim jest mecz pierwszoligowych drużyn, daje zarobić setkom ludzi.

Bramkarz w połowie boiska
Pierwsza połowa meczu nie była ciekawa. Nie było żadnych akcji ani pod bramkami gospodarzy, ani gości. Kibice jednak uznali przerwę za świetny czas do wyrażenia swojego entuzjazmu i tym goręcej podskakiwali, pogwizdywali i walili w bębny. Gwar ten przycichł nieco, gdy na murawę znów wbiegali piłkarze otoczeni kordonem policji.

Druga połowa meczu była ciekawsza. Nie ze względu na ciekawe rozgrywanie piłki, ale ze względu na dość nietypowe zachowania piłkarzy. Na początku zastanawialiśmy się, czemu tak kiepsko grają. Potem już zwyczajnie śmialiśmy się, gdy bramkarz gospodarzy wybiegał do połowy, albo nawet za połowę boiska, chcąc wykopać piłkę lub ją zawczasu złapać. Byliśmy zażenowani taką jakością gry. Na początku nie okazywaliśmy tego, aby nikt z kibiców nie zauważył, że nie podoba nam się rozgrywka. Ale potem coraz częściej sami Peruwiańczycy okazywali niezadowolenie, gdy świetnie rozpoczęta akcja miała koniec taki, jak w komedii, jak gdyby gra nie toczyła się naprawdę, ale była sceną rodem z filmu Monty Pythona. Krytyczne komentarze oraz jęki niezadowolenia i zawodu stawały się coraz częstsze i głośniejsze.

Mecz zakończył się wynikiem zero do zera. Opuszczaliśmy trybuny nieco rozgoryczeni, że ?nasza? drużyna nie wygrała (ukrycie kibicowałam Limie, bo grali zdecydowanie lepiej niż Cuzco), ale za to bogatsi o wiedzę, że polska piłka nożna w porównaniu z peruwiańską, ma się całkiem dobrze.
Za to dla Peruwiańczyków mecz był świetnym pretekstem do całonocnej imprezy, spotkania ze znajomymi i podrygiwania w rytm bębnów.

Tytuł: Peruwiański futbol
Autor: Ewelina Kitlińska, www.kitlinska.pl
Źródło: kafeteria.pl, kwiecień 2008

Artykuł można wykorzystać do przedruków po uzyskaniu zgody właściciela praw autorskich. W takim wypadku muszą być wymienione dane o źródle publikacji oraz autorze. Podpis do tekstu powienien wyglądać następująco: