Mój facet jest niższy ode mnie

Było już prawie ciemno, kiedy z daleka zobaczyłam wysoką kobietę z czułością obejmującą niedużego chłopca. Gładziła go po włosach, całowała w czoło. Matka? Nie, chyba za młoda. Byłam za daleko, żeby ocenić, w jakim kobieta jest wieku, ale była modnie ubrana i zgadywałam, że musi być młoda. Kto to zatem? Kuzynka, ciotka, siostra? Odpowiedź przyszła sama, gdy kobieta pochyliła się nad chłopcem i pocałowała go w usta. Długo i namiętnie. To para: chłopak i dziewczyna wyższa o głowę od niego.

Niewiele widzi się podobnych par, w których to dziewczyna jest wyższa niż jej facet. My, kobiety, nawet jeśli mamy metr pięćdziesiąt w kapeluszu, wolimy mieć wysokich partnerów. Lubimy, kiedy duży mężczyzna otacza nas silnymi ramionami. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa i troski o nas. Uwielbiamy te chwile, kiedy pochyla się nad nami, żeby usłyszeć, co szepczemy, albo żeby pocałować. Kiedy chcemy mu dorównać, zakładamy buty na obcasie, w których nogi wyglądają tak seksownie. Nie wspominając o aspektach praktycznych: zamiast kupować do domu drabinę, po której będziemy się wspinać na pawlacz, zawołamy słodkim i bezradnym głosikiem naszego wielkiego mężczyznę. A ten wszędzie dosięgnie i zdejmie lub włoży na miejsce to, co akurat jest nam potrzebne. Problem w tym, że nie wszyscy mężczyźni są wysocy i dla niektórych kobiet zabraknie tych dużych. Co nie oznacza, że zabraknie wielkich. Napoleon Bonaparte był konusem, ale nikt mu nie odmówi wielkości. Niektóre z nas już wybrały niższych od siebie mężczyzn. I świat się przez to nie zawalił.

Olga, 35 lat, 176 cm, mąż 169 cm:
– Zawsze miałam problem z facetami. Byłam albo równa z nimi, albo wyższa. Często mój wzrost ich onieśmielał. Nawet ci wysocy wydawali się nieco stremowani moim wzrostem. Mnie nigdy nie przeszkadzało, że jakiś mężczyzna jest niższy ode mnie. Wystrzeliłam w górę już w liceum i przyzwyczaiłam się do patrzenia na wszystkich z góry. Koledzy z klasy dorównali mi znacznie później, zresztą i tak nie wszyscy. Na studiach miałam chłopaka wyższego od siebie o 2 cm. Nie była to różnica w żaden sposób zauważalna. Byliśmy zgraną parą, ale związek nie przetrwał próby czasu.

Kiedy poznawałam fajnego faceta, którego jedynym mankamentem był jego niższy od mojego wzrost, na ogół to po jego stronie czułam blokadę. I mimo że wiedziałam, że się podobam, to oni najzwyczajniej w świecie nie chcieli mieć dziewczyny wyższej od siebie. Jeden z nich powiedział mi to wprost: ?Ola, fajna z ciebie dziewczyna, ale jesteś za wysoka dla mnie”. Byłam załamana tym, co usłyszałam, bo poczułam, że będzie mi trudno znaleźć partnera życiowego, skoro niżsi mężczyźni mnie nie chcą. Poza tym często wysocy faceci wolą dużo niższe dziewczyny. Dzisiaj dopiero podziwiam tego chłopaka za to szczere wyznanie, bo rzadko który mężczyzna potrafiłby się do tego przyznać.
Ponad dwa lata po studiach poznałam mojego obecnego męża. To on mnie podrywał, zabiegał o mnie, starał się. Wtedy wydawało mi się, że nie powinnam zawracać sobie głowy niższym facetem, bo potem i tak z tego nic nie wyjdzie. Ale on był wytrwały: randki, prezenty, kwiaty. Widziałam to wszystko i ceniłam go za to, że jest dobrym człowiekiem. Nie chciałam mu robić przykrości i zawsze chodziłam w butach na płaskim obcasie. Po jednej imprezie u znajomych zapytał: ?Ola, czemu nie nosisz szpilek? Wyglądałabyś w nich jeszcze bardziej ponętnie”. Nie spodziewałam się, że to usłyszę. Mój opór został pokonany. Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od 5 lat, mamy dwójkę dzieci. Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że ta różnica wzrostu w czymkolwiek przeszkadza. Czasem widzę, że ludzie oglądają się za nami, zwłaszcza jak zakładam buty na obcasie. Niekiedy to mnie drażni. Ale mój mąż wtedy mówi: ?Ale mam piękną żonę, wszyscy się za nią oglądają”.

Żaneta, 29 lat, 179 cm, chłopak 174 cm:
– Nigdy nie chciałam mieć niższego od siebie faceta, w ogóle nie brałam tego pod uwagę. Moje koleżanki najpierw z liceum, a potem ze studiów już miały chłopaków, a ja ciągle byłam sama, bo zwyczajnie nie mogłam zaakceptować tego, że miałabym być wyższa. Chciałam czuć się drobną dziewczynką, a nie wieżą, latarnią morską. Starali się o mnie niżsi faceci, ale nie byłam w stanie ich zaakceptować. Mój wzrost był dla mnie udręką i przekleństwem, jeśli chodzi o kontakty z mężczyznami. Czułam się autentycznie poszkodowana tym, że jestem taka wysoka. Z zazdrością patrzyłam na niższe dziewczyny u boku chłopaków mojego wzrostu.

Kiedy zaczęłam trenować koszykówkę, wreszcie mogłam docenić swój wzrost. Grałam w lidze młodzieżowej i często jeździłam na mecze. Tam spotykałam różnych koszykarzy. Byłam wniebowzięta, że w jednym miejscu mogłam spotkać atrakcyjnych facetów, którzy nareszcie byli wyżsi ode mnie. Zaczęłam chodzić z jednym. Kiedy zerwaliśmy ze sobą, był następny. Potem znów kolejny. I jeszcze kilku. W końcu odkryłam przyczynę rozpadu tych krótkich związków. To byli mężczyźni niedźwiedzie – wielkie osiłki, często prymitywne, proste, a czasem nawet prostackie. Trening, mecz, kanapa, telewizor, piwo. Nie mogłam liczyć na żadną intelektualną rozrywkę z nimi. Do teatru, na wystawę chodziłam z koleżankami, nie mogłam nawet liczyć na wyjście do kina na film inny niż komedia lub strzelanina czy mordobicie.

Pawła traktowałam od początku jak zwykłego kumpla. Ceniłam go za to, że jest tak różny od moich kolegów osiłków. Znał się na sztuce, kinie europejskim, miał ciekawe poglądy i mnóstwo różnych pomysłów na niesztampową rozrywkę. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i sama nie wiem, kiedy staliśmy się parą. Owszem, czasem, ale rzadko przeszkadza mi, że jest niższy. Chciałabym czasami, żeby był tak duży jak moi dawni faceci koszykarze. Spojrzał na mnie z góry, pochylił się nade mną, zdjął z półki coś, po co sama nie sięgam. Zdarza się, że w kuchni to ja wyręczam przy tym Pawła, choć on nigdy sam mnie o to nie poprosił. Mam wrażenie, że czasem z tego powodu odzywa się w nim kompleks niższości (co za dwuznaczne sformułowanie!). Ale w związku z Pawłem jestem o wiele szczęśliwsza i bardziej spełniona niż z koszykarzami. Dał mi to, czego oni nie potrafili – rozrywki kulturalne, rozwój duchowy, spontaniczność, różnorodność.

Iza, 26 lat, 177 cm, chłopak 168 cm:
– Zawsze mój wzrost traktowałam jako atut. Wszyscy w mojej rodzinie są wysocy: mama i tata, moje rodzeństwo oraz rodzeństwo rodziców. Przywykłam do tego, że żyję pomiędzy dużymi ludźmi. Jak miałam 20 lat, dzięki temu, że jestem taka wysoka, bez problemu dostałam pracę modelki. To środowisko również skupia ludzi raczej wysokich. Byłam adorowana i podrywana przez przystojnych i wysokich modeli. Ale co z tego, skoro byli kompletnie próżni, zapatrzeni w siebie, narcystyczni. Można było z nimi pogadać o pracy, modzie, ciuchach i to wszystko. Chcieli mieć obok siebie ładną, wysoką pannę, by dobrze prezentowała się z nimi na różnych imprezach. Wolałam być sama niż z którymkolwiek z nich.

Czy chciałam mieć faceta niższego od siebie? Nie, bo miałam inne wzorce w mojej rodzinie. Nie chciałam być sama, więc zaczęłam szukać faceta na randkach internetowych, ale to był niewypał – z różnych powodów. Poza tym mimo że pisałam, że szukam wysokich facetów, to głównie odzywali się niżsi. Dałam sobie z tym spokój. Roberta poznałam rok temu na imprezie u znajomych. Miły, sympatyczny, dowcipny. Kiedy z nim rozmawiałam, miałam wrażenie, że znamy się od lat. Bawiliśmy się ze sobą prawie całą noc. Tak mnie zauroczył, że następnego dnia czekałam na jego telefon. Na początku czułam dyskomfort, że jest niższy ode mnie, ale teraz już prawie tego nie zauważam. On z kolei źle się czuł w mojej rodzinie, bo najniższą osobą jest mama, która ma 173 cm. Nie zapomnę pierwszej wizyty u mnie w domu, kiedy po wejściu zaraz zasiadł na kanapie i wstał dopiero przed wyjściem. Na szczęście teraz już nie ma takich problemów. Wszyscy go przyjęli takiego, jaki jest. Nie jest wysoki, ale za to jest naprawdę wielkim człowiekiem.

Artykuł można wykorzystywać do przedruków wyłącznie z zachowaniem przepisów obowiązującego prawa autorskiego i prasowego. W takim wypadku musi zawierać dane o źródle publikacji oraz autorze. Podpis do tekstu musi wyglądać następująco:
Tytuł: Mój facet jest niższy ode mnie
Autor: Ewelina Kitlińska, www.kitlinska.pl
Źródło: październik 2006